Kochani Moi,
Jak wnioskujecie zapewne po tytule, ten post jest jednym z tych, który zapisał się jako jeden z najważniejszych na moim blogu i w moim życiu:)
Kiedy wybieraliśmy się na wakacje, przez głowę mi nie przeszła myśl, że wrócimy z nich inni, szczęśliwsi :)
Długo czekaliśmy na urlop, dlatego sam fakt wyjechania gdzieś gdzie jest ciepło, kiedy za oknem zimno i deszczowo, powodował wzrost hormonu szczęścia :)
W Hiszpanii spędziliśmy siedem cudownych dni. Głównie chcieliśmy wypocząć, ale Szymon, jako turysta z wykształcenia i zamiłowania jeszcze na długo przed wyjazdem ciagle podkreślał, że jego marzeniem jest wejść na Tejdę - najwyższy wulkan na Teneryfie. Zgodziłam się, bo rozumiem i podzielam jego pasję, więc nie stawiałam oporów. Co więcej, zobaczenie Tejdy, u mnie samej zbudzało niemałe zainteresowanie :)
Dni mijały szybko. W środę, 24 września, pogoda pozwoliła nam wjechać wyciągiem na Tejdę. Rano, będąc jeszcze w hotelu, przewodnik zadzwonił do nas z informacją, że dziś, z uwagi na ładną pogodę, wyciągi będą czynne a co za tym idzie, jedno z naszych marzeń się spełni :)
Poekscytowani wsiedliśmy do busa, odczekaliśmy godzinę w kolejce do wyciągu, kupiliśmy bilety...
Oboje po raz pierwszy w życiu mieliśmy wyjątkową okazję nie tylko zobaczyć z bardzo bliska ale też być na wulkanie... ciagle aktywnym wulkanie :)
Zaskoczyła mnie różnica temperatur. Na dole, jeszcze przed wjazdem na Tejdę, mieliśmy 30 minut czasu wolnego by zrobić kilka pamiątkowych zdjęć, wdrapać się na skały, zobaczyć wulkan z daleka. Jak zauważycie na zdjęciu poniżej było tak ciepło, że w zestaw krótka spódnicza+krótka bluzka był jak na tę pogodę wprost idealny! Temperatura dochodziła do niemal 30 stopni tego dnia :)
Wiedziałam, że na wulkanie temperatura spadnie. Nie sądziłam jednak, że konieczny będzie polar :D
Koszt wypożyczenia polaru 25 zł :) Biznes to biznes :)
Zrobiliśmy zdjęcie zaraz po opuszczeniu wyciągu. Panorama budzi zachwyt :) Temperatura spada, a to dopiero połowa drogi na szczyt! Czas zmienić obuwie na wygodniejsze :) Czeka nas długa wspinaczka :)
Czy nie jest pięknie??? Kocham ♥
Jesteśmy na szczycie. Zachwycamy się widokami. Chwilę później ktoś z naszej grupy wycieczkowej woła, że musimy wracać, bo wyciag i autobus czeka na nas u podnóża wulkanu. Ja lekko spanikowana szukam wzrokiem trasy powrotnej. Nie tak szybko, bo Szymon ma mi coś do powiedzenia. "Adziu, chciałbym Cię o coś zapytać..." Odpowiedź brzmiała: "Tak" :) Na dół wróciliśmy już jako narzeczeni :) Cudowny dzień, cudowne miejsce :)
Dla zainteresowanych zrobiłam zdjęcie pierścionka zaręczynowego :) Muszę przyznać, że Szymon spisał się na medal :) Do sklepu poszedł sam. Co więcej, rozmiar pierścionka wybrał idealnie! Brawo! :)
Nie zdążyliśmy do kolejki. Pojechaliśmy następną w wyniku czego autobus z naszą grupą czekał na nas godzinę na dole. Na szczęście przewodniczka była bardzo wyrozumiała:) Szczęśliwym zbiegiem okoliczności wcześniej tego samego dnia kupiliśmy od przydrożnego sprzedawcy wódkę z kaktusa, którą w przeprosinach poczęstowaliśmy naszych kolegów i koleżanki z autokaru w podziękowaniu za ich cierpliwość :)
Zostały cztery dni błogiego odpoczynku :) Za dnia spędziliśmy sporo czasu na nauce salsy, kąpielach w słonym oceanie oraz leżakowaniu na hotelowym tarasie z pięknym widokiem na góry i ocean jednocześnie. Ahhh...
Wieczorem, kiedy temperatura nieco spadła, zwiedzaliśmy Teneryfę...
To już ostatni post o tematyce wakacyjnej. Było wspaniale, jednak czas wrócić do pracy i obowiązków.
Mamy nadzieję, że podobała Wam się nasza wspólna podróż po Teneryfie :) Zdjęć jest zbyt mało, by pokazać Wam to cudowne miejsce w pełnej okazałości, dlatego jeśli planujecie wakacje, zalecamy wybrać się tam osobiście.
Pozdrawiamy z deszczowego Oxfordu,
♥ Aldona i Szymon ♥